Recenzja filmu

Kilka dni września (2006)
Santiago Amigorena
Juliette Binoche
John Turturro

Rodzinne perypetie w cieniu WTC

Akcja <b>"<a href="http://www.filmweb.pl/Kilka+dni+wrze%c5%9bnia+2006+o+filmie,Film,id=215445" class="n">Kilku dni września</a>"</b>, reżyserskiego debiutu cenionego scenarzysty <a
Akcja "Kilku dni września", reżyserskiego debiutu cenionego scenarzysty Santiago Amigoreny, rozpoczyna się na kilka dni przed zamachami z 11. września 2001 roku. Irene przyjeżdża na położoną na odludziu farmę, aby zabrać Orlando do Paryża na spotkanie z ojcem, byłym agentem CIA o imieniu Elliot. Dziewczyna nie widziała go od 10 lat, od czasu śmierci matki zamordowanej w zamachu w Bagdadzie. Jest nieufna, ale ostatecznie daje się zawieźć do paryskiego hotelu, gdzie ma się odbyć spotkanie. Na miejscu pojawia się także David, jak się okazuje, przybrany syn Elliota. Orlando nie miała pojęcia, że ojciec ponownie się ożenił. W dodatku David sprawia wrażenie typowego beztroskiego Amerykanina - uosabia wszystko, czego Orlando tak bardzo nie znosi. Kłótnia nieustannie wisi w powietrzu. Tymczasem w hotelu pojawia się William Pound, psychopatyczny morderca, który zrobi wszystko, aby dopaść Elliota... Film Amigoreny to dzieło osobliwe. To na poły film szpiegowski, na poły dramat psychologiczny, nasycony w dodatku sporą dawką czarnego humoru a'la bracia Coen. Akcja posuwa się niespiesznie i upływa głównym bohaterom głównie na podróżowaniu do miejsc, gdzie Elliot - Wielki Nieobecny - wyznacza im kolejne spotkania. Sensacyjna intryga schodzi na dalszy plan, ustępując pola snutym przy winie dywagacjom na temat kulturowych różnic między Ameryką a Starym Kontynentem czy związków damsko-męskich. O ile Irene, dawna współpracownica Elliota, z upodobaniem oddaje się konwersacjom ze swoimi młodymi podopiecznymi, obserwuje rodzące się pomiędzy nimi uczucie i czerpie siłę z ich witalności oraz spontaniczności, William Pound nie ustaje w wysiłkach, aby dopaść całą trójkę. W przerwie między kolejnymi zabójstwami i zacieraniem śladów dzwoni do psychoanalityka, który zastępuje mu zarazem księdza i teatralną publiczność. Romans pomiędzy Davidem i Orlando, odbywający się przy asyście Irene, jest wdzięczny i nabiera dodatkowych, głębszych znaczeń, kiedy widz przypomni sobie, iż rodzi się w przeddzień ataku na WTC. Kiedy zestawić jedno z drugim, można odnieść wrażenie, że oglądamy coś w rodzaju wariacji na temat "Przed wschodem słońca" wg scenariusza Johna Le Carre. Nie przekonała mnie natomiast postać Pounda. Morderca cytujący wiersze Blake'a i terroryzujący przez telefon psychoanalityka to postać, która zarysowana jest o wiele grubszą kreską niż pozostali bohaterowie. Nie ma w jej kwestiach tej lekkości, którą mają dialogi między młodymi ludźmi a doświadczoną Irene, która patrzy na ich gierki z pobłażaniem, ale i fascynacją. Zamiast kontrapunktować idylliczne sceny z Orlando, Davidem i Irene, wyczyny Pounda ciągną film w stronę sztampy i powtarzalności. "Kilka dni września" to z pewnością propozycja adresowana do widza, który lubi intertekstualne gierki, nawiązania do innych filmów i smakowanie atmosfery. Jednak taki widz jest zarazem najbardziej wymagający, a film Amigoreny zdradza niestety reżyserską nieporadność. Sporo scen sprawia wrażenie, jakby aktorów pozostawiono samym sobie. Jest to jednak debiut intrygujący i mam nadzieję, że kolejny film w reżyserii mieszkającego w Paryżu Argentyńczyka będzie już dziełem w pełni dojrzałym.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones